czwartek, 22 kwietnia 2010

Tragedia jest tragedią...


Dawno nie pisałem. Niedługo minie rok od kiedy pojawiłem się tutaj po raz ostatni. Dlaczego? Być może jest to kolejny blog - widmo, powstały w wyniku widmowego zapału autora i niczym widmo wiszący w sieci. A może po prostu straciłem zainteresowanie tak poważnymi zagadnieniami jak polityka i religia? Hm… Prawdą jest, że od czerwca 2009 wydarzyło się bardzo mało. Ok., możecie pukać się po czołach i pytać co też ten kretyn wygaduje, a następnie wysunąć mi długą listę afer, niedorzeczności i tragedii jakie spotkały nasz mały środkowoeuropejski kraj. No dobra, ale faktem jest, że przestałem nimi żyć. Coś tam się działo, ale dla mnie było to takie nieważne, bzdurne „coś”, czym nawet szkoda mi było czasu się zajmować. Prywatne życie też troszkę dopiekło i straciłem moc do przejmowania się losami świata. No ale ten powód jest najmniej ważny, bo przecież w żadnym wypadku nie jest to miejsce, w którym chciałbym roztrząsać swoje sprawy prywatne. Szkoda mi „Libertyna”, bo nie lubię marnotrawstwa, dlatego sądzę, że czas dokonać małej ekshumacji w celu ożywienia trupa. Dość bycia widmem. Wracam. Mam nadzieję, że na dłużej. Ma mi w tym pomóc mała rewolucja formalna. Myślę, że po prostu będzie krócej. Mniej słów, więcej konkretów. Pasuje? Dla mnie bomba.

No i wreszcie wydarzyło się coś, co obudziło mnie z letargu. Zawsze było tak, że potrzebowałem potężnego kopa, by zacząć robić cokolwiek. Jak widać, ten stan rzeczy nie uległ zmianie do dnia dzisiejszego. Kopniak przyszedł, choć musiałbym być idiotą, by twierdzić, że był on pozytywny. Nie, moi drodzy, tragedia jest tragedią, ból jest bólem. Nieważne co sądzimy o osobach, które dotknęło nieszczęście. Nigdy nie zgadzałem się z polityką Ś.P. Pana Prezydenta i do dziś przyznaje, że wybór Lecha Kaczyńskiego na to stanowisko był wielce niefortunny. Spójrzmy prawdzie w oczy, to nie jest robota dla wszystkich. Prezydent kraju to, oprócz polityka, również wizytówka, a tą Ś.P. Kaczyński był kiepską. Owszem, bracia mieli misję, którą pewnie Jarosław Kaczyński będzie kontynuował, jednak wypełnienie jej nie powiodło się… Nie wiem czy w ogóle warte było tylu żyć. Niepotrzebny był również ten ośli upór w kwestii Katynia. Zbyteczna nadmierna celebracja. Zemściło się to wszystko okrutnie na zbyt wielu istnieniach. Nie mówię tutaj tylko o tych, którzy zginęli w Smoleńsku, ale również o ich bliskich, całych rodzinach. Nawet jeśli ma to zmienić stanowisko Rosji wobec problemu, wciąż pozostaje pytanie, czy było warte tej tragedii? Czy takie poświęcenie ma jakiś sens? Tylko szaleniec może rozpatrywać tę katastrofę w kategoriach męczeństwa. Za mała sprawa, zbyt wysoka cena. Prezydentura kosztowała Kaczyńskiego wiele. Nerwy, być może zdrowie a w końcu i życie. Nie chcę się mieszać się w spór dotyczący miejsca jego pochówku, bo szczerze rzekłszy, był/jest to dla mnie problem małej wagi. Bardziej drażni mnie hipokryzja mediów. Te same media z rzadka wyrażały się pochlebnie o Ś.P. Panu Prezydencie, co rusz wyśmiewając jego epickie wpadki i pokpiwając z kierunku, w którym dążyła jego władza. Publicyści byli cyniczni i kpiarscy, telewizyjni prześmiewcy robili furorę na jawnym szyderstwie. I w porządku. Takie ich prawo, takie zasady wolnych mediów. Mi to nie przeszkadza, sam niejednokrotnie zaśmiewałem się do łez. Problem pojawia się dopiero w momencie, gdy ci sami cwaniacy zaczynają ronić krokodyle łzy w obliczu tragedii. Trochę wstyd, mości panowie. Po raz pierwszy przychodzi mi przyznać rację Jackowi Kurskiemu, którego zawsze uważałem za osobę niebezpieczną w swym konserwatyzmie. Rzekł on mniej więcej to samo co przed chwilą ja. Przyklasnąłem mu. Ostatnie pięć lat obyło się bez dobrego słowa o Kaczyńskim, a teraz nagle patos jak w hollywoodzkim blockbusterze. „Kelner, wiadro, będę rzygał!”, jak powiedziałby grubas z Sensu Życia wg Monty Pythona. Pozytywnie zaskoczył mnie również Lech Wałęsa. Znany ze swych nie zawsze przemyślanych wypowiedzi, ex-prezydent wyraził się jasno: „Szkoda, że stało się tak jak się stało, bo nie do końca pewne sprawy zostały załatwione. No, ale za dużo słów”. No właśnie, za dużo słów. Tragedia jest tragedią. Zginęli ludzie. Dobry ludzie. Nie tyrani, nie potwory, nie ludobójcy. Żal każdego pasażera naszego niefortunnego Air Force One. Powtarzam i wciąż będę powtarzał – nic nie było warte takiej ceny.

I jeszcze jedno. Oburzyła mnie pewna wypowiedź, którą usłyszałem w dzień śmierci prezydenta. Później powtórzono ją kilkanaście razy (sądzę nawet, że ustami niejednego Polaka). Dziennikarz jednej ze stacji telewizyjnych zapytał przechodnia z jaką tragedią kojarzy mu się katastrofa w Smoleńsku. Zapytany odparł bez namysłu, że na pewno taką samą tragedią była śmierć papieża - Polaka. Mało nie wyplułem kawy, którą akurat piłem. W porządku, moi kochani, papież Jan Paweł II był wielkim Polakiem, wspaniałym człowiekiem i bezsprzecznym autorytetem. Ok. Wiemy to wszyscy. Jednak był on również starym i schorowanym człowiekiem, który odszedł po wielu, wielu latach wspaniałego życia pełnego owocnej pracy. Jego misja została wypełniona w stu procentach, przeżył 85 lat. Większość z nich intensywnie, imponująco. Stwierdzam to niezależnie od tego, czy jestem osobą wierząca, czy nie. Są po prostu pewne prawdy, które nie podlegają dyskusji niezależnie od postaw, poglądów, czy przekonań. Ofiary smoleńskiej tragedii odeszły przedwcześnie, wiele spraw pozostawiając niedomkniętych. Zostały żony, zostały dzieci… To naprawdę nie jest dobre porównanie. Nikt nie jest nieśmiertelny, ale każdy, kto jest człowiekiem dobrym, zasługuje na to, by dożyć słusznego wieku i wykonać swą misję. Papież Jak Paweł II miał ten luksus, pasażerowie feralnego samolotu nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz